Przez chwilę w ogóle się nie odzywaliśmy, nikt z nas. Ciszę mącił jedynie delikatny dźwięk skrzypiec. Przetwarzałam informację w swojej głowię tak szybko, jak to tylko możliwe. Czy on właśnie powiedział, że wyjeżdżamy... my? Na półtora roku? Czy on oszalał? Wciąż siedzieliśmy w ciszy, gdy nagle usłyszałam głos Jake'a.
-Przepraszam, ale muszę wyjść- odsunął krzesełko i wyszedł.
Wiedziałam, że Carter zaraz wybuchnie. Pięć... cztery... trzy... dwa...
-Czy ty oszalałeś?! Nie interesowałes się nami od tak dawna, żylismy praktycznie sami, a teraz wyskakujesz z wiadomoscią, ze polecimy sobię do Francji? Na półtora roku? Jak szczęśliwa rodzinka? A co z moimi treningami? Ja nigdzie z tobą nie lecę!-krzyczał Carter. Byłam pod wrażeniem, Mój brat jeszcze nigdy nie przeciwstawił się Robertowi.- Wychodzę stąd.- sięgnął po swoja torbę, która leżała pod stołem i wyszedł. Ja wciąż siedziałam przy stole, kiedy odezwałam się:
-Carter ma rację. Przez tyle lat radziliśmy sobie sami, przecież mamy dom. Ty możesz lecieć, ale my zostajemy. Carter nie może zawalić treningów, ja zresztą też. Nie byłam na treningu od dwóch tygodni.
Robert nic nie odpowiedział.
-Możesz powiedziec kelnerowi, żeby nie przynosił tych dań. Do widzenia Robercie- wstałam od stołu i poszłam w ślady chłopaków.
Wyszłam na zewnątrz, ale nie było ich. Rozjerzałam się po parkingu i zobaczyłam ich opierających się o mój samochód. Podeszłam bliżej i zobaczyłam jak Carter oddaje papierosa Jake'owi.
-Możemy jechać?- zpaytałam, stając koło samochodu.
-Taa, otwórz samochód- mruknął Carter.
-Już, tylko skończe palić- wskazał na papierosa trzymanego w dłoni.
-Carter, wsiadaj już.- brat spełnił moją prośbę, a ja odezwałam się znów do Jake'a: -Palił?
-Dziwisz mu się? Wkurwił się, ale pociągnął tylko raz.
-Mhmm, okej. Możemy już jechać?
-Tak- rzucił papierosa na ziemię i nadepnął go, by zgasić.- Co teraz będzie?- odezwał się znów, gdy otworzył drzwi do samochodu i wsiadł do niego.
-Nie mam pojęcia, ja nie...
-Nie możesz wyjechać- przerwał mi.
-Wiem.
Odwiozłam Cartera do domu, a potem jake'a. Kiedy zatrzymalam się pod jego domem, zapytał:
-Wejdziesz na chwilę?
-Jeśli chcesz- uśmiechnęłam się do niego delikatnie, choć wcale nie było mi do śmiechu. Miałam zupełny mętlik w głowie.
-Chodź.
Wysiedliśmy z samochodu i przeszliśmy trawnikiem do drzwi. Jake nie wziął kluczy, więc zadzwonił, a drzwi znów otwarła nam jego siostra.
-Czy ty chociaż raz w życiu mógłbyś wziąć klucze idioto?
-Zamknij się- syknął do niej. Wziął mnie za rękę i pociągnął do swojego pokoju.
Rzuciliśmy się na łóżko i zaczęliśmy rozmawiać.
wtorek, 28 października 2014
sobota, 18 października 2014
Rozdział czternasty
Nagle zawiał mocny wiatr, który pociągnął za sobą zapach Jake'a.
Do moich nozdrzy doleciał zapach męskich perfum. Hugo Boss. Rozpoznałam je niemal od razu.
Dlaczego Jake się tak zachowuje?
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi?- zapytałam po kilku minutach niezręcznej ciszy.
-Nie chce przeszkadzać tobie i temu kolesiowi, ale uważaj na niego. Cześć.- powiedział i ominął mnie.- A i przeproś Roberta, że nie przyjdę na kolację- powiedział przez ramię. Odszedł. Nie! Nie pozwolę mu odejść.
-Jake, zaczekaj- znów do niego podbiegłam. Chłopak zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam:- Jesteś dla mnie cholernie ważny, zrozum to. A Andy? Zwykły znajomy. Nie wiem co pomyślałeś, ale tylko gratulowałam mu wygranej w meczu. Ja chyba się zakochałam... w tobie.- spuściłam głowę i zrozumiałam, że po prostu się wygłupiłam. Nic nie znaczylam dla Jake'a. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam w stronę szkoły. Stał tam mój samochód i nagle ujrzałam Andy'ego, pomachał mi, ale ja nie miałam siły, żeby mu odmachać. Wtedy znów poczułam zapach Jake'a i jego dotyk na moim ramieniu. Odwrócił mnie w swoją stronę i mocno przytulił.
-Zapomnij...
-Nie, nie zapomnę- przerwał mi chłopak.- Właśnie to chciałem usłyszeć. Wiem, że nie byłaś pewna swych uczuć do mnie. Carter mi powiedział. Wkurzyłem się, kiedy zobaczyłem jak całujesz tego kolesia.
-Ale.. to był tylko zwykły przyjacielski pocałunek, w policzko.
-Wiem i przepraszam, że tak zareagowałem. Po prostu... ja cię kocham, rozumiesz?- spojrzał mi prosto w oczy, a po moim ciele przeszlo milion drgawek.- Tak, ja cię kocham- powiedział to jeszcze głośniej niż przed chwilą.
-Ja ciebie też- odpowiedziałam.- Czy to znaczy, że możemy dołączyć do Roberta i Cartera?
-Tak, chodźmy- pociągnął mnie za rękę w stronę samochodu.
Wsiadłam za kierownice i odjechaliśmy w stronę restauracji 'Essuelte'.
-Wiesz, jutro jadę do szpitala. W końcu zdejmą mi gips- odezwal się chłopak, wskazując na rękę.
-To dobrze- uśmiechnęłam się do niego.
Po kilku minutach bylismy już na parkingu przed budynkiem. Restauracja była bardzo ekskluzywna, tylko do takich chodził mój ojczym. Weszliśmy do środka. W korytarzu przywitał nas mężczyzna, któremu powiedzielismy, że chcielibyśmy dołaczyć do pana Reynoldsa. Zaprowadził nas do czteroosobowego stolika.
-Siadajcie dzieci- wskazał dwa wolne miejsca Robert. Usiedlismy i dostalismy menu. Po kilku chwilach złożyliśmy zamówienie, a kiedy odszedł kelner, Robert znów się odezwal:- Mam dla was wiadomość- wskazał palcem na mnie i Cartera.- Wyjeżdżam do Francji na przynajmniej półtora roku, a wy razem ze mną.
Do moich nozdrzy doleciał zapach męskich perfum. Hugo Boss. Rozpoznałam je niemal od razu.
Dlaczego Jake się tak zachowuje?
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi?- zapytałam po kilku minutach niezręcznej ciszy.
-Nie chce przeszkadzać tobie i temu kolesiowi, ale uważaj na niego. Cześć.- powiedział i ominął mnie.- A i przeproś Roberta, że nie przyjdę na kolację- powiedział przez ramię. Odszedł. Nie! Nie pozwolę mu odejść.
-Jake, zaczekaj- znów do niego podbiegłam. Chłopak zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam:- Jesteś dla mnie cholernie ważny, zrozum to. A Andy? Zwykły znajomy. Nie wiem co pomyślałeś, ale tylko gratulowałam mu wygranej w meczu. Ja chyba się zakochałam... w tobie.- spuściłam głowę i zrozumiałam, że po prostu się wygłupiłam. Nic nie znaczylam dla Jake'a. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam w stronę szkoły. Stał tam mój samochód i nagle ujrzałam Andy'ego, pomachał mi, ale ja nie miałam siły, żeby mu odmachać. Wtedy znów poczułam zapach Jake'a i jego dotyk na moim ramieniu. Odwrócił mnie w swoją stronę i mocno przytulił.
-Zapomnij...
-Nie, nie zapomnę- przerwał mi chłopak.- Właśnie to chciałem usłyszeć. Wiem, że nie byłaś pewna swych uczuć do mnie. Carter mi powiedział. Wkurzyłem się, kiedy zobaczyłem jak całujesz tego kolesia.
-Ale.. to był tylko zwykły przyjacielski pocałunek, w policzko.
-Wiem i przepraszam, że tak zareagowałem. Po prostu... ja cię kocham, rozumiesz?- spojrzał mi prosto w oczy, a po moim ciele przeszlo milion drgawek.- Tak, ja cię kocham- powiedział to jeszcze głośniej niż przed chwilą.
-Ja ciebie też- odpowiedziałam.- Czy to znaczy, że możemy dołączyć do Roberta i Cartera?
-Tak, chodźmy- pociągnął mnie za rękę w stronę samochodu.
Wsiadłam za kierownice i odjechaliśmy w stronę restauracji 'Essuelte'.
-Wiesz, jutro jadę do szpitala. W końcu zdejmą mi gips- odezwal się chłopak, wskazując na rękę.
-To dobrze- uśmiechnęłam się do niego.
Po kilku minutach bylismy już na parkingu przed budynkiem. Restauracja była bardzo ekskluzywna, tylko do takich chodził mój ojczym. Weszliśmy do środka. W korytarzu przywitał nas mężczyzna, któremu powiedzielismy, że chcielibyśmy dołaczyć do pana Reynoldsa. Zaprowadził nas do czteroosobowego stolika.
-Siadajcie dzieci- wskazał dwa wolne miejsca Robert. Usiedlismy i dostalismy menu. Po kilku chwilach złożyliśmy zamówienie, a kiedy odszedł kelner, Robert znów się odezwal:- Mam dla was wiadomość- wskazał palcem na mnie i Cartera.- Wyjeżdżam do Francji na przynajmniej półtora roku, a wy razem ze mną.
środa, 8 października 2014
Rozdział trzynasty
Wszedłem do męskiej toalety w szkole Abreites. Potzebowałem kokainy. Teraz.
Miałem swiadomość, że gdy Naomi się dowie, że znowu brałem, stracę ją na zawsze. Odkręciłem zimną wodę i oblałem sobie twarz. Musiałem się uspokoić, żeby nie dać po sobie poznać, że potrzebuję dragów. Nie miałem nic przy sobie. Co ja mam teraz zrobić? Mecz zaraz się zacznie. Nie dam rady tam wysiedzieć bez niczego. Muszę tam iść, żeby Naomi nic nie podejrzewala. Jeszcze raz oblałem sobie twarz zimną wodą. Wyszedłem pośpiesznie z łazienki i skierowałem się ku boisku. Przez całe ciało przechodziło mi milion drgawek. Po drodze na boisko stał automat z napojami. Zatrzymałem się i kupiłem sobie wodę. Szybko ją odkręciłem i wypiłem prawie połowę. W końcu dotarłem na boisko i zająłem miejsce koło Naomi.
-Przepraszam, ze tak długo- odezwałem sie do dziewczyny, chowając ręce do kieszeni bluzy.
-Nic się nie stało- uśmiechnęła się do mnie, gdy odezwał się gwizdek sygnalizujący rozpoczęcie meczu. Naomi usiadła prosto, skupiając się na meczu. Ja niestety nie mogłem się skupić, myślałem cały czas o mojej sytuacji. Jeśli teraz nie wezmę głód będzie co raz większy, ale może wtedy uda mi się to pokonać? Mecz trwał dwie godziny. Po zakończeniu nie mialem pojęcia jaki był wynik, ani kto wygrał. Wtedy podbiegł do nas Carter i czterech chłopaków.
-Byliście najlepsi!- krzyknęła Naomi, wstając i przytulając ich do siebie.
-Taak, mamy złoty puchar!- krzyknął blondyn i podniósł trofeum do góry.- Aaa, no i kanapki też były dobre.- wszysycy zaczęli się śmiać.
-Jake- usłyszałem swoje imię, więc podniosłem wzrok.- To są przyjaciele Cartera. Nash, Hayes, Cameron i Matt- pokazywała po kolei.- Chłopcy to jest Jake.
-Cześć.- przywitaliśmy się. Chwilę gadaliśmy o tym, że przed wypadkiem też grałem w kosza, o zawodach, o kolejnym meczu i ogólnie o koszykówce. Zapomniałem o tym co mnie męczyło.
-Przepraszam Naomi, mogę cię na chwilę porwać?- podszedł do nas jakiś koleś.
-Oo Andy, jasne.- odpowiedziała mu dziewczyna i poszła za nim.
PERSPEKTYWA NAOMI
-Co tam Andy ciebie słychać? Dawno się nie widzieliśmy- powiedziałam do chłopaka. Był on trenerem chłopaków i miał dwadzieścia lat. Był mega przystojny.
-U mnie wszystko w porządku, dzisiaj kolejne zwycięstwo.- uśmiechnął się do mnie czarująco.- A co u ciebie?
-Dobrze, gratuluję wygranej.- cmoknełam go w policzko i poczułam na sobie kogoś wzrok. Odwróciłam się i zobaczyłam Jake'a, który wkurwiony na maksa odwrócił się i odszedł.- Przepraszam Andy, musze już lecieć. Jakby coś masz mój numer telefonu.- rzuciłam i pobiegłam za Jake'iem tak szybko, na ile pozwoliły mi szpilki.
-Uważaj!- usłyszałam za sobą glos trenera.
O co Jake mógł się wkurzyć? Przeicież nawet między nami nic nie ma. Co z tego, że pocałował mnie dwa razy? Sądzi, że to już nas czyni kimś więcej niż tylko znajomymi? Fakt, był dla mnie cholernie ważny. Nie chciałam zeby znowu zaczął ćpać. Chociaż Andy'ego znam dłużej niż Jake'a, ten drugi był dla mnie ważny, bardzo. A Andy? Andy to tylko znajomy, którego spotytkam każdego weekendu podczas meczów brata.
W końcu dogonilam Jake'a.
-Gdzie ty idziesz?- zapytałam, stając mu na drodze.
-Nie chcę ci przeszkadzać- popchnął mnie delikatnie, ominął i znów odszedł.
-Jake!- krzyknęłam, a chłopak odwrócił się.- Co ty wygadujesz?- podbiegłam do niego i go przytuliłam, jednak nie odwzajemnił uścisku. Wtedy usłyszłam głos Roberta:
-Jedziemy z Carterem na kolację, mamy nadzieję, że też dołączycie. Jedziemy do 'Essuelte'.
-Tak, Robercie. Dołączymy. Daj nam 10 minut- powiedziałam ze łzami w oczach.
Miałem swiadomość, że gdy Naomi się dowie, że znowu brałem, stracę ją na zawsze. Odkręciłem zimną wodę i oblałem sobie twarz. Musiałem się uspokoić, żeby nie dać po sobie poznać, że potrzebuję dragów. Nie miałem nic przy sobie. Co ja mam teraz zrobić? Mecz zaraz się zacznie. Nie dam rady tam wysiedzieć bez niczego. Muszę tam iść, żeby Naomi nic nie podejrzewala. Jeszcze raz oblałem sobie twarz zimną wodą. Wyszedłem pośpiesznie z łazienki i skierowałem się ku boisku. Przez całe ciało przechodziło mi milion drgawek. Po drodze na boisko stał automat z napojami. Zatrzymałem się i kupiłem sobie wodę. Szybko ją odkręciłem i wypiłem prawie połowę. W końcu dotarłem na boisko i zająłem miejsce koło Naomi.
-Przepraszam, ze tak długo- odezwałem sie do dziewczyny, chowając ręce do kieszeni bluzy.
-Nic się nie stało- uśmiechnęła się do mnie, gdy odezwał się gwizdek sygnalizujący rozpoczęcie meczu. Naomi usiadła prosto, skupiając się na meczu. Ja niestety nie mogłem się skupić, myślałem cały czas o mojej sytuacji. Jeśli teraz nie wezmę głód będzie co raz większy, ale może wtedy uda mi się to pokonać? Mecz trwał dwie godziny. Po zakończeniu nie mialem pojęcia jaki był wynik, ani kto wygrał. Wtedy podbiegł do nas Carter i czterech chłopaków.
-Byliście najlepsi!- krzyknęła Naomi, wstając i przytulając ich do siebie.
-Taak, mamy złoty puchar!- krzyknął blondyn i podniósł trofeum do góry.- Aaa, no i kanapki też były dobre.- wszysycy zaczęli się śmiać.
-Jake- usłyszałem swoje imię, więc podniosłem wzrok.- To są przyjaciele Cartera. Nash, Hayes, Cameron i Matt- pokazywała po kolei.- Chłopcy to jest Jake.
-Cześć.- przywitaliśmy się. Chwilę gadaliśmy o tym, że przed wypadkiem też grałem w kosza, o zawodach, o kolejnym meczu i ogólnie o koszykówce. Zapomniałem o tym co mnie męczyło.
-Przepraszam Naomi, mogę cię na chwilę porwać?- podszedł do nas jakiś koleś.
-Oo Andy, jasne.- odpowiedziała mu dziewczyna i poszła za nim.
PERSPEKTYWA NAOMI
-Co tam Andy ciebie słychać? Dawno się nie widzieliśmy- powiedziałam do chłopaka. Był on trenerem chłopaków i miał dwadzieścia lat. Był mega przystojny.
-U mnie wszystko w porządku, dzisiaj kolejne zwycięstwo.- uśmiechnął się do mnie czarująco.- A co u ciebie?

-Uważaj!- usłyszałam za sobą glos trenera.
O co Jake mógł się wkurzyć? Przeicież nawet między nami nic nie ma. Co z tego, że pocałował mnie dwa razy? Sądzi, że to już nas czyni kimś więcej niż tylko znajomymi? Fakt, był dla mnie cholernie ważny. Nie chciałam zeby znowu zaczął ćpać. Chociaż Andy'ego znam dłużej niż Jake'a, ten drugi był dla mnie ważny, bardzo. A Andy? Andy to tylko znajomy, którego spotytkam każdego weekendu podczas meczów brata.
W końcu dogonilam Jake'a.
-Gdzie ty idziesz?- zapytałam, stając mu na drodze.
-Nie chcę ci przeszkadzać- popchnął mnie delikatnie, ominął i znów odszedł.
-Jake!- krzyknęłam, a chłopak odwrócił się.- Co ty wygadujesz?- podbiegłam do niego i go przytuliłam, jednak nie odwzajemnił uścisku. Wtedy usłyszłam głos Roberta:
-Jedziemy z Carterem na kolację, mamy nadzieję, że też dołączycie. Jedziemy do 'Essuelte'.
-Tak, Robercie. Dołączymy. Daj nam 10 minut- powiedziałam ze łzami w oczach.
wtorek, 7 października 2014
Rozdział dwunasty
Nasz namiętny pocałunek przerwał dźwięk przychodzącego sms'a. Wzięłam swój telefon i odczytałam wiadomość od Cartera: "Uważaj, Robert przyjeżdża do domu.". Na co ja odpisałam mu: "Za późno".
-Kto napisał?- zapytał Jake.
-Carter, ostrzega przed sam wiesz kim- odpowiedziałam, wskazując palcem na dół.
-No to chyba trochę za późno...- mruknął Jake.- Ale Robert wydaje się całkiem miłym facetem.
-Taa, wydaje. Póki nie masz nic wspólnego z jego kasą.- wyznałam prawdę Jake'owi.- Dobra, ja się pójdę przebrać, potem zrobię lunch Carterowi i możemy coś porobić- uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Okej.
Weszłam do swojej garderoby i wybrałam z niej parę jeansów z wysokim stanem i beżową koszulę kopertową. Szybko się przebrałam. Na nogi założyłam szpilki i dobrałam torebkę w tym samym kolorze co koszula. Będąc gotowa, wyszłam z garderoby.
-Wyglądasz zajebiście- powiedział chłopak, siedzący wciąż na moim łóżku.- To może wspólnie zrobimy lunch Carterowi, a potem gdzieś pojedziemy, co?
-Dobrze, więc chodźmy.- zeszliśmy w dół schodami. Z dołu dało się słyszeć rozmowę Roberta przez telefon. Typowy Robert, cały czas praca, telefon i pieniądze. Weszliśmy do kuchni, gdzie jak zwykle panował ład i porządek. Wspólnie z Jake'iem przygotowaliśmy dla Cartera kanapki z masłem orzechowym i czekoladą. Przyniosłam torbę sportową brata, do której włożyłam trzy butelki z wodą, pojemnik z kanapkami i strój sportowy Cartera. Jak mogłam zapomnieć o zawodach międzyszkolnych, o których mówił od ponad miesiąca?
-Okej, więc możemy jechać.- odezwalam się do Jake'a.
-Gdzie jedziecie? Mecz zaczyna się dopiero za dwie godziny.- powiedział Robert, wchodząc do kuchni.- Nie możecie posiedzieć tutaj? Ze mną?
-Wiesz Robert, nie obraź się, ale wolimy inne towarzystwo- odpowiedziałam opryskliwie, biorąc torbę brata i kierujać sie ku wyjściu.
-Poczekaj Naomi.- powiedział, a ja odwróciłam się.- Ja wezmę jego torbę, zostaw ją koło wyjścia.
-Dobrze. Do widzenia Robercie.
-Do widzenia- usłyszałam za sobą głos Jake'a.
Wsiedliśmy do samochodu i poczułam mocny dotyk Jake'a na swoim ramieniu. Przytulił mnie do swojej klatki piersiowej i szepnął:
-Nie przejmuj się, jedźmy już.
Pokiwałam tylko głową, odpaliłam samochód i odjechaliśmy.
PERSPEKTYWA JAKE'A
-Skręć w lewo- kierowałem Naomi.-Okej, a teraz skręć w prawo na parking.
-Po co my tu w ogóle przyjechaliśmy?-zapytała dziewczyna.
-Tu jest taka kawiarnia, dokładnie kawiarnia mojego kumpla. Lody, ciastka, kawa. Co tylko chcesz, przepyszne.
-Mmm, okej. Chodźmy.- wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do kawiarni. Stając przy ladzie, zapytałem Naomi:- Na co masz ochotę?
-Ja poproszę kawę mrożoną.
-Okej, ja to samo- uśmiechnąłem sie do chłopaka za ladą.
Usiedliśmy przy stoliku i gadaliśmy. Gadaliśmy o wszystkim i popijalismy kawę. Tak zleciały nam dwie godziny. Zebraliśmy się z kawiarni i szybko pojechaliśmy do szkoły Abreites, gdzie miał odbyć się mecz koszykówki. Dojechaliśmy na miejsce po piętnastu minutach. Weszliśmy na boisko i zjeliśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Naomi przywołała ręką brata.
-Robert miał ci przywieźć torbę z rzeczami.
-Mam już- uśmiechnął się do niej. - Pyszne kanapki.
-To dobrze. Słuchaj Carter, rozwalcie ich. Trzymaj się, kocham cię.
-Ja ciebie też. Damy radę!- krzyknął i pobiegł na boisko.
Jak oni się dobrze dogadują, nie to co ja i Daphne. Oni się naprawdę kochają. Wspierają się. TO jest po prostu nie możliwe.
Nagle poczułem jak zaczynają drżeć mi ręce i nogi. WIedziałem co się szykuje. Nie brałem od ponad 24 godzin, głód powrócił. Nic nie było wstanie tego zagłuszyć, nawet świadomość, że jeśli wezmę, stracę Naomi. Za bardzo potrzebowałem koki.
-Naomi... Przepraszam, ale pójdę jeszcze do łazienki przed meczem.
-Okej, nie ma sprawy.- usmiechnęła się do mnie.
-Kto napisał?- zapytał Jake.
-Carter, ostrzega przed sam wiesz kim- odpowiedziałam, wskazując palcem na dół.
-No to chyba trochę za późno...- mruknął Jake.- Ale Robert wydaje się całkiem miłym facetem.
-Taa, wydaje. Póki nie masz nic wspólnego z jego kasą.- wyznałam prawdę Jake'owi.- Dobra, ja się pójdę przebrać, potem zrobię lunch Carterowi i możemy coś porobić- uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Okej.
Weszłam do swojej garderoby i wybrałam z niej parę jeansów z wysokim stanem i beżową koszulę kopertową. Szybko się przebrałam. Na nogi założyłam szpilki i dobrałam torebkę w tym samym kolorze co koszula. Będąc gotowa, wyszłam z garderoby.
-Wyglądasz zajebiście- powiedział chłopak, siedzący wciąż na moim łóżku.- To może wspólnie zrobimy lunch Carterowi, a potem gdzieś pojedziemy, co?
-Dobrze, więc chodźmy.- zeszliśmy w dół schodami. Z dołu dało się słyszeć rozmowę Roberta przez telefon. Typowy Robert, cały czas praca, telefon i pieniądze. Weszliśmy do kuchni, gdzie jak zwykle panował ład i porządek. Wspólnie z Jake'iem przygotowaliśmy dla Cartera kanapki z masłem orzechowym i czekoladą. Przyniosłam torbę sportową brata, do której włożyłam trzy butelki z wodą, pojemnik z kanapkami i strój sportowy Cartera. Jak mogłam zapomnieć o zawodach międzyszkolnych, o których mówił od ponad miesiąca?
-Okej, więc możemy jechać.- odezwalam się do Jake'a.
-Gdzie jedziecie? Mecz zaczyna się dopiero za dwie godziny.- powiedział Robert, wchodząc do kuchni.- Nie możecie posiedzieć tutaj? Ze mną?
-Wiesz Robert, nie obraź się, ale wolimy inne towarzystwo- odpowiedziałam opryskliwie, biorąc torbę brata i kierujać sie ku wyjściu.
-Poczekaj Naomi.- powiedział, a ja odwróciłam się.- Ja wezmę jego torbę, zostaw ją koło wyjścia.
-Dobrze. Do widzenia Robercie.
-Do widzenia- usłyszałam za sobą głos Jake'a.
Wsiedliśmy do samochodu i poczułam mocny dotyk Jake'a na swoim ramieniu. Przytulił mnie do swojej klatki piersiowej i szepnął:
-Nie przejmuj się, jedźmy już.
Pokiwałam tylko głową, odpaliłam samochód i odjechaliśmy.
PERSPEKTYWA JAKE'A
-Skręć w lewo- kierowałem Naomi.-Okej, a teraz skręć w prawo na parking.
-Po co my tu w ogóle przyjechaliśmy?-zapytała dziewczyna.
-Tu jest taka kawiarnia, dokładnie kawiarnia mojego kumpla. Lody, ciastka, kawa. Co tylko chcesz, przepyszne.
-Mmm, okej. Chodźmy.- wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do kawiarni. Stając przy ladzie, zapytałem Naomi:- Na co masz ochotę?
-Ja poproszę kawę mrożoną.
-Okej, ja to samo- uśmiechnąłem sie do chłopaka za ladą.
Usiedliśmy przy stoliku i gadaliśmy. Gadaliśmy o wszystkim i popijalismy kawę. Tak zleciały nam dwie godziny. Zebraliśmy się z kawiarni i szybko pojechaliśmy do szkoły Abreites, gdzie miał odbyć się mecz koszykówki. Dojechaliśmy na miejsce po piętnastu minutach. Weszliśmy na boisko i zjeliśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Naomi przywołała ręką brata.
-Robert miał ci przywieźć torbę z rzeczami.
-Mam już- uśmiechnął się do niej. - Pyszne kanapki.
-To dobrze. Słuchaj Carter, rozwalcie ich. Trzymaj się, kocham cię.
-Ja ciebie też. Damy radę!- krzyknął i pobiegł na boisko.
Jak oni się dobrze dogadują, nie to co ja i Daphne. Oni się naprawdę kochają. Wspierają się. TO jest po prostu nie możliwe.
Nagle poczułem jak zaczynają drżeć mi ręce i nogi. WIedziałem co się szykuje. Nie brałem od ponad 24 godzin, głód powrócił. Nic nie było wstanie tego zagłuszyć, nawet świadomość, że jeśli wezmę, stracę Naomi. Za bardzo potrzebowałem koki.
-Naomi... Przepraszam, ale pójdę jeszcze do łazienki przed meczem.
-Okej, nie ma sprawy.- usmiechnęła się do mnie.
niedziela, 5 października 2014
Rozdział jedenasty
-Co z twoimi rodzicami?- usłyszałam podejrzliwy głos Jake'a.
-Nie ma sensu Jake, do zobaczenia.- wyszłam z dimu i wsiadłam do samochodu. Nie odjechałam. Włączyłam głośno radio, w którym leciała smutna piosenka, ręcę oparłam na kierownicy i zaczęłam głośno płakać. Nagle ktoś zapukał w przyciemnianą szybę mojego samochodu, szybko otarłam oczy i otwarłam szybę. To Jake.
-N-nic. Wiesz Jake, ja się będę już zbierać. Spotkajmy się na meczu.- powiedziałam, chowając dłonie do kieszeni bluzy, żeby ukryć drżenie rąk i wyszłam z kuchni.
-Poczekaj- Jake położył mi swoją dłoń na ramieniu i obróbił w swoją stronę. Popatrzył mi głęboko w oczy i powiedział:- Powiedz mi.

-Naomi, co się dzieje?
-Nic Jake, wszystko w porządku- uśmiechnęłam się do niego blado.
-To dlaczego płaczesz i słuchasz jakiejś smutnej piosenki? Chodź do domu, porozmawiamy. Czy powiedziałem coś złego? Jak przyszłaś miałaś świetny humor, a teraz? Wychodź z auta.
Posłusznie wysiadłam z samochodu i poszłam za chłopakiem do jego domu. Tym razem zaprowadził mnie do pomalowanego na czarno pomieszczenia. Wywnioskowałam, że to jego pokój.
-Możesz mi to wytłumaczyć?- zapytał z pretensją w głosie.
-W moim domu nie jest za często poruszany temat rodziców... Ani przeze mnie, ani przez Cartera. Z resztą, nie powinnam tak reagować. To pojedziemy razem na ten mecz?
-Okej, ale proszę powiedz mi co z twoimi rodzicami.
-Dobrze, opowiem ci w czasie jazdy. Zbieraj się.
Jake wyszedł z pokoju i wrócił po kilku minutach, informując mnie, ze możemy jechać. Mecz miał się odbyć za cztery godziny. Idealnie, zeby spędzić miło czas z Jake'iem i żeby się przygotować. Wsiedlismy do mojego samochodu i odjechaliśmy w kierunku mojego domu. Jechaliśmy w ciszy, która wcale nie wydawała mi się krępująca. Byłam skupiona na drodzę i wsłuchiwałam się w cicho sączącą się muzykę. Zatrzymałam samochód na światłach i usłyszałam delikatny głos Jake'a.
-Proszę, opowiedz mi.
-Hmm.. moi rodzice...- światło zmieniło się na zielone, więc ruszyłam- Ja i Carter mamy wspólną matkę, ale ona... no nie żyje. Nie wiem co się stało z moim ojcem, a ojciec Cartera? On jest naszym opiekunem prawnym, ale ma na nas wyjebane. Dla niego liczą się tylko pieniądze i nic więcej. Oto historia mojej rodzinki- skończyłam, wjeżdżając na podjazd pod domem.
-Wszystko będzie dobrze- przytulił mnie mocno Jake.
-Chodźmy do domu.
Weszliśmy do domu, a z kuchni poczułam znajomy zapach męskich perfum taty Cartera. A więc przyjechał tutaj.
-Robert? Co ty tutaj robisz?- zapytałam, wchodząc do kuchni.- Nigdy tutaj nie przyjechałeś.
-Przyjechałem na mecz Cartera, pisał do mnie.- odpowiedział męźczyzna w granatowym garniturze.- A to kto?- wskazał na Jake'a.
-To mój przyjaciel, Jake Cameron. Jake to Robert Reynolds, ojciec Cartera.- przedstawiłam ich.- Robercie, jak długo zamierzasz zostać?
-Zaraz po meczu wyjeżdżam. I chcę ci przypomnieć, że jestem również twoim ojcem.
-Mhmm. To my już pójdziemy na górę.
Złapałam Jake'a za rękę i pociągnęłam schodami w górę. Weszliśmy do mojgo pokoju. Chłopak usiadł na łóżku, a ja rzuciłam mu się w ramiona. Wtedy on się położył i przycisnął swoje usta do moich.
-Możesz mi to wytłumaczyć?- zapytał z pretensją w głosie.
-W moim domu nie jest za często poruszany temat rodziców... Ani przeze mnie, ani przez Cartera. Z resztą, nie powinnam tak reagować. To pojedziemy razem na ten mecz?
-Okej, ale proszę powiedz mi co z twoimi rodzicami.
-Dobrze, opowiem ci w czasie jazdy. Zbieraj się.
Jake wyszedł z pokoju i wrócił po kilku minutach, informując mnie, ze możemy jechać. Mecz miał się odbyć za cztery godziny. Idealnie, zeby spędzić miło czas z Jake'iem i żeby się przygotować. Wsiedlismy do mojego samochodu i odjechaliśmy w kierunku mojego domu. Jechaliśmy w ciszy, która wcale nie wydawała mi się krępująca. Byłam skupiona na drodzę i wsłuchiwałam się w cicho sączącą się muzykę. Zatrzymałam samochód na światłach i usłyszałam delikatny głos Jake'a.
-Proszę, opowiedz mi.
-Hmm.. moi rodzice...- światło zmieniło się na zielone, więc ruszyłam- Ja i Carter mamy wspólną matkę, ale ona... no nie żyje. Nie wiem co się stało z moim ojcem, a ojciec Cartera? On jest naszym opiekunem prawnym, ale ma na nas wyjebane. Dla niego liczą się tylko pieniądze i nic więcej. Oto historia mojej rodzinki- skończyłam, wjeżdżając na podjazd pod domem.
-Wszystko będzie dobrze- przytulił mnie mocno Jake.
-Chodźmy do domu.
Weszliśmy do domu, a z kuchni poczułam znajomy zapach męskich perfum taty Cartera. A więc przyjechał tutaj.
-Robert? Co ty tutaj robisz?- zapytałam, wchodząc do kuchni.- Nigdy tutaj nie przyjechałeś.
-Przyjechałem na mecz Cartera, pisał do mnie.- odpowiedział męźczyzna w granatowym garniturze.- A to kto?- wskazał na Jake'a.
-To mój przyjaciel, Jake Cameron. Jake to Robert Reynolds, ojciec Cartera.- przedstawiłam ich.- Robercie, jak długo zamierzasz zostać?
-Zaraz po meczu wyjeżdżam. I chcę ci przypomnieć, że jestem również twoim ojcem.
-Mhmm. To my już pójdziemy na górę.
Złapałam Jake'a za rękę i pociągnęłam schodami w górę. Weszliśmy do mojgo pokoju. Chłopak usiadł na łóżku, a ja rzuciłam mu się w ramiona. Wtedy on się położył i przycisnął swoje usta do moich.
Subskrybuj:
Posty (Atom)