-N-nic. Wiesz Jake, ja się będę już zbierać. Spotkajmy się na meczu.- powiedziałam, chowając dłonie do kieszeni bluzy, żeby ukryć drżenie rąk i wyszłam z kuchni.
-Poczekaj- Jake położył mi swoją dłoń na ramieniu i obróbił w swoją stronę. Popatrzył mi głęboko w oczy i powiedział:- Powiedz mi.

-Naomi, co się dzieje?
-Nic Jake, wszystko w porządku- uśmiechnęłam się do niego blado.
-To dlaczego płaczesz i słuchasz jakiejś smutnej piosenki? Chodź do domu, porozmawiamy. Czy powiedziałem coś złego? Jak przyszłaś miałaś świetny humor, a teraz? Wychodź z auta.
Posłusznie wysiadłam z samochodu i poszłam za chłopakiem do jego domu. Tym razem zaprowadził mnie do pomalowanego na czarno pomieszczenia. Wywnioskowałam, że to jego pokój.
-Możesz mi to wytłumaczyć?- zapytał z pretensją w głosie.
-W moim domu nie jest za często poruszany temat rodziców... Ani przeze mnie, ani przez Cartera. Z resztą, nie powinnam tak reagować. To pojedziemy razem na ten mecz?
-Okej, ale proszę powiedz mi co z twoimi rodzicami.
-Dobrze, opowiem ci w czasie jazdy. Zbieraj się.
Jake wyszedł z pokoju i wrócił po kilku minutach, informując mnie, ze możemy jechać. Mecz miał się odbyć za cztery godziny. Idealnie, zeby spędzić miło czas z Jake'iem i żeby się przygotować. Wsiedlismy do mojego samochodu i odjechaliśmy w kierunku mojego domu. Jechaliśmy w ciszy, która wcale nie wydawała mi się krępująca. Byłam skupiona na drodzę i wsłuchiwałam się w cicho sączącą się muzykę. Zatrzymałam samochód na światłach i usłyszałam delikatny głos Jake'a.
-Proszę, opowiedz mi.
-Hmm.. moi rodzice...- światło zmieniło się na zielone, więc ruszyłam- Ja i Carter mamy wspólną matkę, ale ona... no nie żyje. Nie wiem co się stało z moim ojcem, a ojciec Cartera? On jest naszym opiekunem prawnym, ale ma na nas wyjebane. Dla niego liczą się tylko pieniądze i nic więcej. Oto historia mojej rodzinki- skończyłam, wjeżdżając na podjazd pod domem.
-Wszystko będzie dobrze- przytulił mnie mocno Jake.
-Chodźmy do domu.
Weszliśmy do domu, a z kuchni poczułam znajomy zapach męskich perfum taty Cartera. A więc przyjechał tutaj.
-Robert? Co ty tutaj robisz?- zapytałam, wchodząc do kuchni.- Nigdy tutaj nie przyjechałeś.
-Przyjechałem na mecz Cartera, pisał do mnie.- odpowiedział męźczyzna w granatowym garniturze.- A to kto?- wskazał na Jake'a.
-To mój przyjaciel, Jake Cameron. Jake to Robert Reynolds, ojciec Cartera.- przedstawiłam ich.- Robercie, jak długo zamierzasz zostać?
-Zaraz po meczu wyjeżdżam. I chcę ci przypomnieć, że jestem również twoim ojcem.
-Mhmm. To my już pójdziemy na górę.
Złapałam Jake'a za rękę i pociągnęłam schodami w górę. Weszliśmy do mojgo pokoju. Chłopak usiadł na łóżku, a ja rzuciłam mu się w ramiona. Wtedy on się położył i przycisnął swoje usta do moich.
-Możesz mi to wytłumaczyć?- zapytał z pretensją w głosie.
-W moim domu nie jest za często poruszany temat rodziców... Ani przeze mnie, ani przez Cartera. Z resztą, nie powinnam tak reagować. To pojedziemy razem na ten mecz?
-Okej, ale proszę powiedz mi co z twoimi rodzicami.
-Dobrze, opowiem ci w czasie jazdy. Zbieraj się.
Jake wyszedł z pokoju i wrócił po kilku minutach, informując mnie, ze możemy jechać. Mecz miał się odbyć za cztery godziny. Idealnie, zeby spędzić miło czas z Jake'iem i żeby się przygotować. Wsiedlismy do mojego samochodu i odjechaliśmy w kierunku mojego domu. Jechaliśmy w ciszy, która wcale nie wydawała mi się krępująca. Byłam skupiona na drodzę i wsłuchiwałam się w cicho sączącą się muzykę. Zatrzymałam samochód na światłach i usłyszałam delikatny głos Jake'a.
-Proszę, opowiedz mi.
-Hmm.. moi rodzice...- światło zmieniło się na zielone, więc ruszyłam- Ja i Carter mamy wspólną matkę, ale ona... no nie żyje. Nie wiem co się stało z moim ojcem, a ojciec Cartera? On jest naszym opiekunem prawnym, ale ma na nas wyjebane. Dla niego liczą się tylko pieniądze i nic więcej. Oto historia mojej rodzinki- skończyłam, wjeżdżając na podjazd pod domem.
-Wszystko będzie dobrze- przytulił mnie mocno Jake.
-Chodźmy do domu.
Weszliśmy do domu, a z kuchni poczułam znajomy zapach męskich perfum taty Cartera. A więc przyjechał tutaj.
-Robert? Co ty tutaj robisz?- zapytałam, wchodząc do kuchni.- Nigdy tutaj nie przyjechałeś.
-Przyjechałem na mecz Cartera, pisał do mnie.- odpowiedział męźczyzna w granatowym garniturze.- A to kto?- wskazał na Jake'a.
-To mój przyjaciel, Jake Cameron. Jake to Robert Reynolds, ojciec Cartera.- przedstawiłam ich.- Robercie, jak długo zamierzasz zostać?
-Zaraz po meczu wyjeżdżam. I chcę ci przypomnieć, że jestem również twoim ojcem.
-Mhmm. To my już pójdziemy na górę.
Złapałam Jake'a za rękę i pociągnęłam schodami w górę. Weszliśmy do mojgo pokoju. Chłopak usiadł na łóżku, a ja rzuciłam mu się w ramiona. Wtedy on się położył i przycisnął swoje usta do moich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz