expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

Strony

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział dziesiąty

Obudziło mnie głosne skrzypnięcie drzwi mojej sypialni. Obróciłam głowę w ich stronę i ujżałam w nich Cartera.
-Hej sis. Zawieziesz mnie na trening? 
-Ohh, jaki ty potrafisz być uprzejmy- wybuchnęłam śmiechem, a Carter dołaczył do mnie.- Taak, zawiozę cię, na którą?
-Noo... tak właściwie to za 10 minut mam już być.
-Okej, daj mi 4 minuty i będę gotowa.
-Dzięki bardzo, czekam na dole.
Wstałam z łóżka i wbiegłam do łazienki. Umyłam zęby, włosy spięłam w kucyka. Weszłam do swojej garderoby. Założyłam na siebie bluzę z emblamentem poprzedniej szkoły i dresowe shorty. Po 3 minutach byłam gotowa i schodziłam na dół.
-Siostra, masz tu kawę- powiedział Carter podając mi kubek z kawą na wynos.- Samochód jest już wyprowadzony z garażu, więc możemy iść.
-Ejj, Carter. Co ci się stało?
-No nic, nie chcę się dzisiaj spóźnić.
-Okej, wychodź już.
Wzięłam kluczyki do samochodu ze stołu w jadalni i wyszłam za Carterem. Zamykając drzwi domu, napiłam się kawy z kubka. Carter zawsze wiedział, jak zrobić moją ulubioną kawę. Wsiadłam za kierownicę mojego Jeepa i ruszyłam w kierunku szkoły Cartera. Po 5 minutach zatrzymałam samochód obok boiska, na którym odbywał się trening.
-O której po ciebie przyjechać?
-Nie przyjeżdżaj. Wrócę z chłopakami- pokazał ręką za siebie, czyli na swoich czterech kumpli, których znałam nawet lepiej niż jego samego.
-Okej, to trzymaj się.- rzuciłam i odjechałam.
Hmm... co zrobić z taką ładną sobotą? Świeci słońce, a ja nie musze się uczyć. Pomyślałam o Jake'u. Może do niego podjadę, zapytać jak się czuje? Cóż, to może być dobry pomysł. Wjechałam na parking pod centrum handlowym i nawróciłam. Kierowałam się w stronę domu Jake'a.
Droga minęła mi bez większych komplikacji. Zatrzymałam samochód pod białym dużym domem z czarnych dachem. Zapukałam delikatnie do drzwi, które po chwili otwarły się z cichym skrzypnięciem. Stanęła w nich młoda dziewczyna, około piętnastoletnia, w stroju do jogi i opaską na włosach.
-Tak?- zapytała opryskliwie, przewracając oczami.
-Zastałam Jake'a?
-Tsaa.- jęknęła.- Jake! Ktoś do ciebie.- krzyknęłą w głąb domu i odeszła. Stałam w drzwiach nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-O co.. O hej.- Jake wydawał się zaskoczony moją wizytą, ale mimo to pocałował mnie w policzko.
-Cześć, co dzisiaj robisz?- zapytałam, nadal stojąc w drzwiach.
-Hmm, co mogę robić ze złamaną ręką?- zaśmiał się.- Wejdź, pogadamy.
-Dzięki.
Weszłam do ogromnego salonu, w którym na podłodze siedziałaa dziewczyna, która otwarła mi drzwi.
-Ejj, idź stąd- Jake odezwał się do niej.
-Bo co? Znowu się czegoś nabrałeś?- rzuciła opryskliwie do chłopaka.
-Ja pierdole. Chodźmy do kuchni- zwrócił się do mnie.- Chcesz cos do picia?
-Nie dziękuję- usmiechnęłam się do niego.- No więc jakie masz na dzisiaj plany?
-Szczerze mówiąc to miałem zamiar jechać na mecz koszykówki do szkoły Abreites*.
-Carter tam gra... O cholera, dzisiaj jest jego mecz, na śmierć zapomniałam!
-Może pojedziemy tam razem?
-Okej, ale musze jeszcze skoczyc do domu, zrobić lunch Carterowi.
-A twoi rodzice nie mogą wziąć, jak będą jechać na mecz?- zapytał Jake i trafił w mój czuły punkt.
Poczułam ukłucie w okolicy żołądka. RODZICE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz