expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

Strony

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział dziesiąty

Obudziło mnie głosne skrzypnięcie drzwi mojej sypialni. Obróciłam głowę w ich stronę i ujżałam w nich Cartera.
-Hej sis. Zawieziesz mnie na trening? 
-Ohh, jaki ty potrafisz być uprzejmy- wybuchnęłam śmiechem, a Carter dołaczył do mnie.- Taak, zawiozę cię, na którą?
-Noo... tak właściwie to za 10 minut mam już być.
-Okej, daj mi 4 minuty i będę gotowa.
-Dzięki bardzo, czekam na dole.
Wstałam z łóżka i wbiegłam do łazienki. Umyłam zęby, włosy spięłam w kucyka. Weszłam do swojej garderoby. Założyłam na siebie bluzę z emblamentem poprzedniej szkoły i dresowe shorty. Po 3 minutach byłam gotowa i schodziłam na dół.
-Siostra, masz tu kawę- powiedział Carter podając mi kubek z kawą na wynos.- Samochód jest już wyprowadzony z garażu, więc możemy iść.
-Ejj, Carter. Co ci się stało?
-No nic, nie chcę się dzisiaj spóźnić.
-Okej, wychodź już.
Wzięłam kluczyki do samochodu ze stołu w jadalni i wyszłam za Carterem. Zamykając drzwi domu, napiłam się kawy z kubka. Carter zawsze wiedział, jak zrobić moją ulubioną kawę. Wsiadłam za kierownicę mojego Jeepa i ruszyłam w kierunku szkoły Cartera. Po 5 minutach zatrzymałam samochód obok boiska, na którym odbywał się trening.
-O której po ciebie przyjechać?
-Nie przyjeżdżaj. Wrócę z chłopakami- pokazał ręką za siebie, czyli na swoich czterech kumpli, których znałam nawet lepiej niż jego samego.
-Okej, to trzymaj się.- rzuciłam i odjechałam.
Hmm... co zrobić z taką ładną sobotą? Świeci słońce, a ja nie musze się uczyć. Pomyślałam o Jake'u. Może do niego podjadę, zapytać jak się czuje? Cóż, to może być dobry pomysł. Wjechałam na parking pod centrum handlowym i nawróciłam. Kierowałam się w stronę domu Jake'a.
Droga minęła mi bez większych komplikacji. Zatrzymałam samochód pod białym dużym domem z czarnych dachem. Zapukałam delikatnie do drzwi, które po chwili otwarły się z cichym skrzypnięciem. Stanęła w nich młoda dziewczyna, około piętnastoletnia, w stroju do jogi i opaską na włosach.
-Tak?- zapytała opryskliwie, przewracając oczami.
-Zastałam Jake'a?
-Tsaa.- jęknęła.- Jake! Ktoś do ciebie.- krzyknęłą w głąb domu i odeszła. Stałam w drzwiach nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-O co.. O hej.- Jake wydawał się zaskoczony moją wizytą, ale mimo to pocałował mnie w policzko.
-Cześć, co dzisiaj robisz?- zapytałam, nadal stojąc w drzwiach.
-Hmm, co mogę robić ze złamaną ręką?- zaśmiał się.- Wejdź, pogadamy.
-Dzięki.
Weszłam do ogromnego salonu, w którym na podłodze siedziałaa dziewczyna, która otwarła mi drzwi.
-Ejj, idź stąd- Jake odezwał się do niej.
-Bo co? Znowu się czegoś nabrałeś?- rzuciła opryskliwie do chłopaka.
-Ja pierdole. Chodźmy do kuchni- zwrócił się do mnie.- Chcesz cos do picia?
-Nie dziękuję- usmiechnęłam się do niego.- No więc jakie masz na dzisiaj plany?
-Szczerze mówiąc to miałem zamiar jechać na mecz koszykówki do szkoły Abreites*.
-Carter tam gra... O cholera, dzisiaj jest jego mecz, na śmierć zapomniałam!
-Może pojedziemy tam razem?
-Okej, ale musze jeszcze skoczyc do domu, zrobić lunch Carterowi.
-A twoi rodzice nie mogą wziąć, jak będą jechać na mecz?- zapytał Jake i trafił w mój czuły punkt.
Poczułam ukłucie w okolicy żołądka. RODZICE.

sobota, 20 września 2014

Rozdział dziewiąty

                PERSPEKTYWA NAOMI
Jake mnie pocałował, a ja odwzajemniłam jego pocałunek. Jednak myśli przelatujące przez moją głowę nie dawały mi spokoju. Skąd mam wiedzieć, czy teraz nie jest pod wpływem jakiegoś świństwa? Jak mógł być tak nierozsądny, żeby wsiąść w samochód po winie zmieszanym z jakąs substancją? 
-Naomi, przepraszam- moje przemyślenia przerwał głos Jake'a.
-Jeśli nasza znajomośc ma nadal trwać, masz z tym skończyć.
-Ale... ale to raczej niemożliwe... Nie biorę od wczoraj, jestem uzależniony.
-No to przykro mi nie...
-Zmienię to- przerwał mi Jake. - Obiecuję.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
-Poczekaj, pójdę otworzyć,
-Okej.
W drzwiach stał mój brat, który jak zwykle zapomniał kluczy.
-Carter, łajzo. Ile razy mam powtarzać, żebyś zabierał ze sobą klucze?
-No wiem, sory.
-Znowu nie posprzątałeś mokrych rzeczy z łazienki.
-Już ide to zrobić Nam. Nie denerwuj się. Swoją drogą, jest tu ktoś?
-Taa, kolega. Idź się pouczyć.
-Okej.
Wróciłam do Jake'a i zaproponowałam, żeby został na kolacji. Gdy weszliśmy do kuchni, przy blacie stał Carter- mój brat. Robił sobie kanapki. Gdy skończył zostawił wszystko na blacie i skierował się w stronę wyjścia z kuchni.
-Eee, wróć tu i to posprzątaj- rozkazałam mu.
-Juuuż.- jęknął z holu.
Wrócił i posprzątał, gdy nagle zauważył Jake'a.
-Siema, jestem Carter.
-A ja Jake, - uścisneli sobie ręce.
-Zamawiam chińszczyznę, chcesz też?- zwróciłam się do brata, który własnie wychodził z kuchni.
-Chcę.
I tak zleciał cały wieczór. Ja, Carter i Jake. Siedzieliśmy przed telewizorem zajadając się ryżem i mając nadzieję na coś normalnego w telewizji. Niestety. Nic takiego się nie ukazało. Po Jake'a przyjechał tata, a ja z bratem zaczęłam ogarniać dom. O 23:00 poszłam pod prysznic i potem spać. 

piątek, 19 września 2014

Rozdział ósmy

-Wydaje mi się, że nie mamy o czym rozmawiać, Jake. Przepraszam.- Naomi próbowała zamknąć drzwi, ale jej na to nie pozwoliłem. Nie mogłem jej pozwolić, żeby tak szybko zniknęła z mojego życia.
-Naomi, proszę porozmawiajmy.-powiedziałem, a dziewczyna wyglądała, jakby się wahała. Minęło kilka długich sekund, kiedy nagle usłyszałem cichy głos Naomi.
-Dobrze, wejdź- otwarła drzwi, tak abym mógł wjechać wózkiem. Naomi zaprowadziła mnie do dobrze znanego mi salonu.- A więc o czym chcesz ze mną rozmawiać?
-Naomi. To co się wydarzyło, w żadnym stopniu nie jest twoją winą. A jedynie moją... Jest mi wstyd, bo zrobiłem coś... bardzo nieodpowiedzialnego. Niedawno straciłem ukochaną osobę, tak jak ty. Nie daję sobie z tym rady.-Naomi w ogóle się nie odzywała, a tylko sluchała. -Ale teraz, kiedy poznałem ciebie... nie wspominałem o tamtej dziewczynie od dwóch tygodni, bo po głowie chodzisz mi tylko ty. Nie mogę pozwolić, żebys nagle zniknęła z mojego życia. Wiem, nie znamy się za dobrze, ale jesteś dla mnie, hmm... kimś ważnym. Zwłaszcza, że mam świadomośc, że od czasu wypadku byłaś cały czas przy mnie w szpitalu... I nie pozwolę mojej matce tego zniszczyć, rozumiesz?- w końcu skończyłem swój monolog. Popatrzyłem prosto w oczy Naomi. I nagle stwierdziłem, że lepiej pojadę do domu. Wyjechałem wózkiem z salonu i otwierając sobie drzwi wyjściowe wyjechałem z domu dziewczyny. Wyciągnąłem telefon drżącymi rękami i zacząłem wybierać numer do ojca. Nagle poczułem delikatną dłoń na ramieniu, odwróciłem się i zobaczyłem Naomi.
-Jake... proszę, wróć. Powiedz mi co zrobiłeś wtedy... jak doszło do wypadku. Dlaczego wtedy w szpitalu tak się zdenerwowałeś? Wytłumacz mi to proszę.- jej oczy znów zaszły łzami.
-Dobrze Naomi. Wszystko ci opowiem.
Wróciliśmy do domu dziewczyny, tym razem zaprowadziła mnie do pokoju obok łazienki. Stało tam wielkie łóżko, biurko, dwa fotele i stolik.
-Usiądź gdzie ci wygodnie.
-Zostane na wózku.- odpowiedziałem, wiedząc, że zanim przesiadłbym się z wózka na fotel czy łóżku trochę by to potrwało.
-Okej, więc opowiadaj.-powiedziała Naomi, siadając na fotelu.
-Zaczęło się od tego, że rzuciła mnie dziewczyna, jakieś dwa trzy tygodnie temu. Byłem załamany i zacząłem codziennie pić, palić no i... ćpać. Staczałem się z każdym dniem. W parku, w którym się poznaliśmy siedziałem każdego wieczoru i zalewałem się w trupa... Tego wieczoru, kiedy byłem u ciebie, siedziałem na totalnym głodzie, więc poszedłem do łazienki no i... wciagnąłem kreskę. Tyle wystarczyło, żeby chociaż na chwilę zaspokoić głód. Wypiliśmy wtedy wino. Na niezłym haju pojechałem do domu, między czasie pokłóciłem się z matką przez telefon, a potem dostałem sms'a i poczułem, że ktoś wjebał mi się w tył, a ja po prostu przeleciałem przez przednią szybą, wszystko sobie uszkadzając. Skąd śpiączka? Nie wiem, nie mam pojęcia.- Naomi wyglądałam na zaskoczoną tym co jej powiedziałem.
-Czekaj, czekaj... ty jechałeś na kompletnym haju? Jesteś... beznadziejny. Pozwoliłeś na to, żebym uwierzyła, że to moja wina.... Wyjdź.
-Naomi..
-Wyjdź.- dziewczyna przerwała mi.
-Naomi, proszę cię.- powiedziałem i poczułem nagłą potrzebę przytulenia jej. Wstałem ostrożnie z wózka, podszedłem do niej i ją przytuliłem.
-Jake. Co ty robisz? Nie możesz wstawać.
-Mogę, jeśli chodzi o coś tak ważnego.
Pocałowałem ją.

niedziela, 14 września 2014

Rozdział siódmy

Przez kolejne trzy dni przesiadywałem na Facebook'u sprawdzając czy Naomi nie odpisała. Niestety nie. Byłem załamany. A co jeśli już nigdy jej nie spotkam? Świadomość, że siedziała tu cały ten czas, gdy byłem w śpiączce, a teraz miałbym jej już nie spotkać wypełniała mnie smutkiem i bólem.
-Jake?- z zamyślenia wyrwał mnie czyjść głos. Otwarłem oczy i zobaczyłem lekarza.- Jak się dzisiaj czujesz?- uśmiechnął się do mnie, jakbym był dzieckiem.
-Dobrze.
-Więc chyba mam dla ciebie dobrą wiadomość.- powiedział. Czyżby to było związane z Naomi? Przyszła tutaj?- Myślę, że możemy cię już wypisać. Minęło już dużo czasu od wypadku, czujesz się co raz lepiej... Myślę, że nie ma co zwlekać z wypisem.
-Dziękuję- tym razem to ja uśmiechnąłem się do niego.
-Ale musisz jeździć na razie na wózku, jesteś zbyt osłabiony aby samodzielnie chodzić. Z tego co widzę twojej mamy nie ma na korytarzu, więc zaraz przyjdzie pielęgniarka, aby pomóc ci się ubrać i usiąść na wózek. A w tym czasie ja pójdę przygotować wypis.
-Okej
Przyszła pielęgniarka i pomogła mi założyć koszulkę i dresy, ponieważ przez złamaną rękę miałem to utrudnione. Na koniec założyła mi trampki i pomogła usiąść na wózku. Dowiozła mnie do gabinetu lekarza, gdzie miałem odebrać wypis, a potem windą zjechała ze mna na parking, gdzie jak się okazało czekała matka.
-Dziękuję pani Emily- uśmiechnąłem się do niej, gdy matka wysiadała z samochodu. - Do widzenia.
-Do widzenia Jake, uważaj na siebie.- odpowiedziała mi Emily.
Z pomocą matki wsiadłem do samochodu, a ta złożyła wózek i włożyła go do bagażnika. Odejchaliśmy spod szpitala w kierunku domu. Przez całą drogę ani razu nie odezwałem się do siedzącej obok matki, choć ona co jakiś czas próbowała o coś zapytać. Zupełnie ją ignorowałem. Myślałem za to cały czas o Naomi. Pod domem tym razme z pomocą ojca, wysiadłem z samochodu i wjechałem na wózku do domu. Na szczęscie mój pokój znajdował się na dole, więc bez żadnej pomocy dotarłem do pokoju. Pod łóżka wyjąłem swojego laptopa, którego chowalem tam przed młodszą siostrą. Wszedłem na Facebook'a i odszukałem profil Naomi. Przejrzałem wszystkie informacje, aż w końcu trafiłem na tę, której szukałem. ADRES. Byłem u niej i powinienem go pamiętać, ale nie byłem w stanie przez zażytą kokainę. Naomi podała dokładny adres.
-Tato.-zawołałem ojca. Ten szybko przyszedł do mojego pokoju.
-Tak?
-Czy mógłbyś mnie gdzieś zawieźć? Bo wiesz... mój samochód jest do kasacji...
-Nie ma sprawy, chodź.
-Poczekaj tylko się przebiorę- pokazałem na moje dresy.
-Pomóc ci? Zawołam mame albo Daphne.
-Nie, dziękuję za ich pomoc, sam sobie poradzę- prychnąłem.
-Okej, jak będziesz gotowy daj znać i pojedziemy.
-Dzięki.
Podjechałem na wózku do szafy i wyciągnąłem z niej czarne rurki. Koszulki postanowiłem nie zmieniać, bo sam bym sobie nie poradził. Zmienienie spodni zajęło mi trochę czasu, zważając na to, że zrobilem to jedną ręką.  Wyjechałem z pokoju.
-Jestem gotowy tato.
-Okej, już jedziemy.-wziął kluczyki i udaliśmy się do samochodu.
Gdy wsiedliśmy do samochodu powiedziałem mu dokładny adres.
-Kto tam mieszka?
-Nie znasz.- odparłem wymijająco.
-Czyżby ta dziewczyna.. Naomi?
-Tak tato, to ona. Moglibyśmy jechać trochę szybciej?- próbowałem zmienić temat.
-Tak. A po co do niej jedziemy?
-Nie ważne.
Miałem dość ciągłych pytań. Czy ci ludzie mogą się zająć sobą? Przed wypadkiem byłem dla nich nikim, w ogóle mnie nie zauważali, a teraz nagle jestem całym światem. To było męczące.
W koncu dojechaliśmy, wydostałem się z samochodu i powiedziałem tacie, że może jechać i, że będę dzwonić. Gdy ten odjechał, ja podjechałem do drzwi Naomi i dwukrotnie nacisnąłem dzwonek. Usłyszałem kroki. Więc ktoś jest w domu- pomyślałem. Naomi stanęła w drzwiach. Wyglądała na zaskoczoną.
-J-Jake... co ty tutaj robisz?
-Naomi, przyjechałem bo muszę ci coś wyjaśnić.
-N-nie Jake, nie możemy... Twoja m-mama, nie byłaby zadowolona.
-Tu nei chodzi o moją matkę, tu chodzi o ciebie i o mnie. Proszę porozmawiajmy.- zobaczyłem, że oczy Naomi wypełniają się łzami i kilka z nich popłynęło po policzkach. Moje oczy także się zaszkliły.




sobota, 13 września 2014

Rozdział szósty

                                PRESPEKTYWA NAOMI
-Doktorze! Coś nie tak z Jake'iem!-krzyczałam, a z moich oczu płynęły łzy. Przeciągły pisk urządzenia kontrolującego pracę serca Jake'a oznaczał tylko jedno. Jake umierał.
Szybko przybiegł lekarz i trzy pielęgniarki. Jedna z nich odciągnęła mnie od łóżka i wyprowadziła z sali. Na korytarzu siedziała pani Cameron, trzymając twarz w dłoniach i cała się trzęsła.
-Jak to się stało?- dzwignęła głowę i spojrzała mi w oczy.
-N-nie mam pojęcia.
Po pół godziny przyszedł lekarz.
-Mam dobrą wiadomość, udało nam się uratować Jake'a.
-Jak to się stało?- zapytałam.
-Najprawdopodobnie to przez stres. Jake musi teraz odpoczywać, to był bardzo poważny wypadek i teraz każdy najmniejszy stres może zagrozić jego życiu.- powiedział i odszedł.
-To wszystko przez ciebie! Co mu powiedziałaś?- nagle napadła na mnie, jak dotąd bardzo miła, Pani Cameron.
-N-nic. Nic mu nie powiedziałam, dlaczego pani tak myśli?
-Przez ciebie są same problemy! Gdyby cię nie poznał nic by się nie stało. Wyjdz stąd!- krzyknęła na mnie. Rozpłakałam się i wybiegłam ze szpitala. Dlaczego ona mnie tak potraktowała? A może to rzeczywiście przeze mnie? Wsiadłam do samochodu i wyjełam z torebki paczkę papierosów. Jednego z nich zapliłam, a paczkę rzuciłam na fotel obok. -A więc do widzenia Jake..- pomyślałam.- Już nigdy się nie zobaczymy- po policzkach popłynęły mi łzy. Włączyłam silnik i odjechałam z parkingu spod szpitala. Nie mogę się ciągle nad sobą użalać!- pomyślałam. Udałam sie w stronę domu.
                       
                                    PERSPEKTYWA JAKE'A
-Mamo, gdzie jest Naomi? Pytam się ostatni raz. Jeśli teraz mi nie odpowiesz to poodpinam się od tego wszystkiego, wyjdę stąd i już mnie nie zobaczysz.- powiedziałam po raz kolejny do siedzącej od 20 minut mamy przy moim łóżku.
-Hmm, Naomi, chba wyszła.
-Ale dlaczego?- już byłem na maksa wkurwiony.
-Noo nie wiem sama.
-Co jej powiedziałaś?!- wykrzyknąłem w końcu.- To ty jej kazałaś stąd wyjść, prawda? Przyznaj się!
-No dobrze, dobrze, to ja. Ale to dla twojego dobra- udawała niewinną.
-Wyjdź.
-Jake, nie...
-Wyjdź- przerwałem jej.
-Jake, nie powinieneś sie denerwować.
-To wyjdź stąd i nigdy nie wracaj.
Byłem zdenerwowany na maksa. Ona wyrzuciła Naomi ze szpitala. Gdzie ona teraz mogła być? Nawet nie miałem jej numeru telefonu, żeby napisać sms'a. Wycignąłem sprawna rękę w stronę szafki stojącej obok łóżka, otwarłem szufladę. Po chwili grzebania w niej wyciągnąłem telefon. Pośpiesznie wszedłem na Facebook'a, a w wyszukiwarkę wpisałem"Naomi". W wyniku wyskoczyło mi nazwisko Jeffrey, Loudman, McGrif i Jones. Wchodziłem w każdy profil i przeglądałem zdjęcia, prawdziwą Naomi okazała się ostatnia. Naomi Jaones. Napisałem do niej wiadomość:
                                          Naomi, potrzebuję Cię w szpitalu. 
                                       Proszę Cię wróć tutaj. Porozmawiamy. 
                                                               Jake. 

środa, 10 września 2014

Rozdział piąty

                                 ***OSIEM DNI PO WYPADKU***
Dzisiaj, zaraz po szkole pojechałam do szpitala. 
Zaparkowałam przed budynkiem i szybkim krokiem ruszyłam w stronę recepcji, gdzie zawsze o 15:00 czekała na mnie mama Jake'a. Jednak dzisiaj jej nie było. Poszłam więc w stronę windy, którą miałam dojechać na 3 piętro do sali Jake'a. Znałam tę drogę na pamięć, mogłabym trafić do tamtej sali z zamkniętymi oczami. Kiedy stanęłam w korytarzu, usłyszałam rozmowę dochodzącą z sali chłopaka. Podeszłam bliżej i usłyszałam cichy, jakby zmęczony głos. Był jednak bardzo głęboki, który znałam. To był głos Jake'a. Rozmawiał z kobiętą, panią Cameron. Moje serce zaczęło szybciej bić. Chciałam natychmiast wejść i go zobaczyć, ale powstrzymały mnie pewne słowa:
-Obiecałeś, że już nigdy nie weźmiesz. Dlaczego znowu to zrobiłeś? I do tego wsiadłeś do samochodu... Gdyby coś ci się stało, nie darowałabym sobie tego. Rozumiesz?- mówiła kobieta. 
-Mamoo, okej. Wyluzuj. Ale zrozum, nigdy nie przestane brać.- odpowiedział jej chłopak.- A teraz wyjdź, chcę odpocząć.
Mama Jake'a posłusznie wyszła z sali. Spotkałyśmy sie na korytarzu, pod salą. 

                                    PERSPEKTYWA JAKE'A
Obudziłem się jakieś dwie godziny temu, a matka już nie dawała mi spokoju. Nagle zaczęła się mną przejmować. No kto by pomyślał? Kazałem jej wyjść z sali. Jedyną osobą, którą chciałem zobaczyć była Naomi. A co jeśli ona nie wie, że tu jestem? Może nei zdaje sobie sprawy, że miałem wypadek. Może wróciła do swojego chłopaka, który ją wtedy tak zranił? Urządzenie stojące obok mnie ciągle pikało, to oznaczało, że żyję. Nagle zaczęła mnie boleć glowa, a serce mocniej bić. Nie zbyt dobrze się czułem, kiedy nagle spostrzegłem, ze drzwi do sali powoli się otwierają, a w nich staje ta sama piękna dziewczyna z parku. -Czyli jednak wiedziała, ze tu jestestem. Ale od jak dawna?-pomyślałem. Naomi uśmiechnęła się do mnie delikatniei nadal stojąc w drzwiach zapytała szeptem:
-Mogę wejść? 
-Tak-również sie do niej uśmiechnąłem.
Ta do mnie podbiegła i się we mnie wtuliła.
-Tak się o ciebie bałam- szepnęła mi do ucha, a mnie przeszły ciarki. Objąłem ją jedną reką, ponieważ drugą miałem złamaną. Kiedy przestała mnie obejmować usiadła na krzesełku obok łóżka. Co jakiś czas przed oczami pojawiały mi się mroczki, nie wiedziałem dlaczego. Myślałem, że to po prostu przez uraz głowy, jakiego doznałem. Lekarz stwierdził, że to cud, że wszystko pamiętam.
-Co u ciebie słychać?- zagadnąłem Naomi.
-Wszystko w porządku, ale lepiej powiedz mi jak doszło do tego wypadku.
-Nie Naomi, to nie jest ważne.-spuściłem wzrok.
-Jake, chcę się dowiedzieć co sie stało. Rozumiesz? Gdybyś mnie nie spotkał nic by się nie stalo.- jej oczy zaszły łzami.
-Naomi, co ty wygadujesz? To nie twoja wina, tylko... moja.- ostrożnie ważyłem słowa, żeby nie wygadać się o kokainie, którą wziąłem tamtego wieczoru.
-Dziekuję, że siedziałes wtedy ze mną w parku. Musze już iść.- powiedziała i pośpiesznei wstała, ale zlapałem ją za rękę i popatrzyłem prosto w jej głebokie, brązowe oczy. Nagle dziwnie sie poczułem i zobaczyłem ciemność, a w uszach słyszałem tylko przeciągłe "piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii". 

niedziela, 7 września 2014

Rozdział czwarty

***Uderzyłem głową w szybę, rozbijając ją. W żyłach dudniła krew pomieszana z kokainą i winem. Straciłem świadomość. Leżałem na drodze i się powoli wykrwawiałem. Po upływię dziesięciu minut, ktoś nade mną stał. Nie wiedziałem kto, ale miałem nadzieję, że nikt mnie nie uratuje i będę mógł umrzeć.***

                                                                        ***
                                                        PERSPEKTYWA NAOMI
Stałam na środku korytarza i płakałam. Dlaczego to musiało spotkac Jake'a? Ledwo się znaliśmy. To przeze mnie się to stało. Gdyby mnie nie spotkał, nic by się nie stało. Pani Cameron powiedziała mi tylko tyle, że miał wypadek. Musiałam jechać do szpitala, musiałam sie dowiedzieć czegoś więcej. Zebrałam szybko kurtkę i torbę z szafki i wybiegłam ze szkoły. Wyjechałam swoim samochodem ze szkolnego parkingu i popędziłam w stron najbliższego szpitala. Po dwudziestu minutach już stałam w drzwiach szpitala. Weszłam i skierowałam się w stornę recepcji, żeby zapytać, gdzie leży Jake, zauważylam jednak jego mamę i pobiegłam do niej.
-Gdzie on jest? Czy z nim wszsytko w porządku? Jak on się czuję?- zapytałam jednym tchem. Tak się o niego martwiłam.
-Kochanie, Jake...- nie mogła nic powiedzieć, a ja miałam złe przeczucia. W oczach mamy Jake'a wzbierały łzy.- On.. jest w... śpiączce. To był bardzo groźny wypadek. Jego życie jest zagrożone. On... może się nie wybudzić- wypowiadając ostatnie słowo wybuchła płaczem. Nie mogłam w to uwierzyć. Siedziałam pod salą Jake'a przez całe popołudnie, pijąc kawę za kawą.
-Proszę pani- odezwałam się cicho do mamy Jake'a.- Niech pani jedzie do domu, ja tu zostanę i będę czuwać. Jest pani zmęczona.
-Dziękuję ci Naomi, ale zostanę.

Miajł dzień za dniem, a stan Jake'a wcale się nie polepszał. Nie wybudził sie ze śpiączki i zagrażała mu śmierć. W każdej chwili mógł umrzeć. Gdyby mnie nie poznał, gdybym go nie zaprosiła, gdybyśmy nie wypili tego wina... byłoby wszystko w porządku. Nagle zobaczyłam jego niebieskie oczy, patrzące na mnie wtedy w parku. Były takie piękne. Bardzo za nim tęskniłam, był dla mnie kimś szczególnym. Siedział ze mna wtedy na deszczu, mimo tego, że mnie w ogóle nie znał. Myślałam o Jake'u i cały czas pałakałam.

Rozdział trzeci

Jechałem w stronę swojego domu. Co jakiś czas wszystko mi sie rozmazywało. Nagle zadzwięczał mój telefon.
-Czego chcesz?- zapytałem po odebraniu telefonu.
-Gdzie ty jesteś?-zapytała matka.
-Czy to cię w ogóle obchodzi? Jestem wolnym człowiekiem i robię co chcę.
-Znowu brałeś? Jedziesz samochodem?
-Może- odparłem i się rozłączyłem. 
Ogólnie moi starzy mieli na mnie wyjebane, nie obchodziło ich to gdzie jestem i co robię. Chociaż ostatnio, po tym jak policja do nich zadzwoniła, że jestem na izbie wytrzeźwień, zaczęli się martwić. Martwić, czyli dzwonić i sprawdzać czy mnie gliny nie zgarnęły i tyle. Są zajęci sobą i swoją ukochaną córeczką. Ja zawsze byłem na drugim planie. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego sms'a, wziąłem telefon z fotela obok i spojrzałem na wyświetlacz. Wtedy nagle poczułem jak jakiś pojazd wjeżdża mi w tył samochodu, a ja uderzam głową w przednią szybę. Już nic więcej.
                                                       
                                                                            ***
                                                         PERSPEKTYWA NAOMI
-Jake Cameron?- zapytała nauczycielka, sprawdzając obecność. Kiedy sie rano obudziłam leżałam na kanapie w swoim salonie przykryta kocem, a na stole leżała karteczka od Jake'a. Dzisiaj go nie było w szkole, a napisał, że ma nadzieje, że się spotkamy. Coś tu nie grało.
-Naomi Jones?
-Jestem-odpowiedziałam.
Pierwsza lekcja trwała w nieskończoność. Potem druga, trzecia, czwarta i piąta. Jakoś przetrwałam, ale co raz bardziej martwiłam się o Jake'a. Nawet nie miałam do niego numeru, zeby zadzwonić albo chociaż napisać sms'a. Kiedy stałam przy szafce, zobaczyłam wychodzącą z gabinetu dyrektora kobietę ubraną całą na czarno.
-Pani Cameron, niech się pani nie martwi. Wszystko załatwimy.- powiedział do niej dyrektor idący za nią.
Moment, moment. Czy ja usłyszałam "CAMERON"? To przecież nazwisko Jake'a. Szybko pobiegłam za kobietą. Dlaczego ona była ubrana cała na czarno? Czy coś stało się Jake'owi? Czy on... nie żyje?
Zaczęły napływać mi łzy do oczu, ale dobiegłam w końcu do kobiety i ją zatrzymałam.
-Przepraszam, czy pani jest mamą Jake'a Camerona?
-Tak.
-Czy coś się stało... Jake'owi?
Kobieta zaczęła płakać, ja również. 

sobota, 6 września 2014

Rozdział drugi

-Dziękuję za podwózkę- uśmiechnęła się do mnie dziewczyna spotkana w parku, gdy podjechaliśmy pod jej dom.
-Nie ma sprawy, do zobaczenia jutro w szkole- odpowiedziałem.
-A może chcesz... zostać na trochę? Obejrzymy coś, napijemy się wina?- zaproponowała Naomi.- Co ty na to?
-Noo, okej.
Weszliśmy do nowoczesnego salonu i usiedliśmy na kanapie. Zaczeliśmy oglądać jakiś film, a Naomi przyniosła popcorn i czerwone wino. -A więc dzisiaj nie pijemy w parku do nieprzytomności- pomyślałem. Siedzieliśmy w salonie Naomi przez dwie godziny, a ja siedziałem na głodzie narkotykowym. Nie brałem od czterech godzin. Nie mogłem już wysiedzieć, cały się trząsłem. Dziewczyna spojrzała na mnie pytającym i jednoczesnie zmartwionym wzrokiem, ja w odpowiedzi tylko sie uśmiechnąłem. Wystarczyło wyjść do łazienki. Przecież miałem coś w kurtce.
-Ejj, gdzie łazienka? Skoczę sobie- zapytałem nieoczekiwanie Naomi.
-Za filarkiem w lewo.
-Okej, okej. Dzięki.
Poszedłem szybko do łazienki. Tam zdjąłem z siebie kurtkę i wyciagnąłem woreczek, w którym miałem kokainę. Wysypałem troche proszku na kartę kredytową, a drugą zrobiłem kreskę. Szybko wciągnąłem, schowałem swoje rzeczy i spuściłem wodę, żeby dziewczyna nic nie podejrzewała. Umyłem ręce, wyszedłem i dołączyłem do niej w salonie. Po mniej więcej trzydziestu minutach się ogarnąłem, nie trząsłem się już i nie pociłem. Koka zaczęła działać, zacząłem czuć błogi spokój. Mogłem teraz wszystko. Nawet zadzwonić do Ann i wykrzyczeć jej co o niej myślę. To, że jest dla mnie dziwką, bo zaraz po zerwaniu związała się z jakimś pedałem. Czułem się lekki i wolny.
Koło godziny dwudziestej Naomi zaczęła znowu płakać. Przypomniał jej się ten dupek, który ja rzucił. Jak można rzucić taką piękną i mądrą dziewczynę?! W końcu zaczęła zasypiać. Ja dopiłem swoje wino, wstałem, i przykryłem ją kocem leżacym na kanapie. Zdjąłem jej buty, a na stole zostawiłem karteczkę:
"Pojechałem do domu, mam nadzieję, że spotkamy się jutro w szkole. Do zobaczenia i nie przejmuj się tym dupkiem! Baajo! Jake"
Pojechałem na haju w strone domu.

czwartek, 4 września 2014

Rozdział pierwszy

We wtorem po szkole wsiadłem do samochodu. Włączyłem radio i odjechałem. Słuchałem jakiejś przygnębiającej muzyki, gdy nagle spostrzegłem, że pada deszcz. Przejeżdżałem obok parku, wktórym siedziałem co wieczór sącząc piwo za piwem, kiedy zobaczyłem dziewczynę. Siedziała na ławce w parku, cała zmoknięta i wyglądała, jakby płakała. Zatrzymałem się na parkingu i poszedłem w jej stronę. Ona odwróciła głowe w moją stronę, a ja zobaczyłem jej piękne brązowe oczy, obramowane rozmazanym makijażem. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały ona odwróciła głowę i zaczęła pociągać nosem. -Czyli jednak płakała- pomyślałem i podeszłem do niej z drugiej strony.
-Hey, co się stało? Czemu siedzisz tu na deszczu?- zapytałem siadając obok niej na ławce i zdejmując swoją kurtkę.
-Nic się nie stalo, nie twój interes- odparła sucho.
-Pewnie ci zimno- powiedziałem nie zrażony jej tonem i zarzuciłem jej moją kurtkę na ramiona. Ona tylko siedziała i się nie odzywała, postanowiłem, że zrobię to samo. Deszcz padał co raz mocniej. Patrzyłem przed siebie, rozmyślając o dziewczynie siedzącej koło mnie, za to w ogóle nie myślałem o swojej wielkiej miłości. Nagle dziewczyna się poruszyła, odwróciłem głowę w jej stronę, a ona ukryła twarz w dłoniach i znów zaczęła płakać. Wyciągnąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę, z paczki wziąłem jednego i podstawiłem dziewczynie obok paczkę pod nos, proponując jej papierosa. Dzwignęła głowę i wyjęła jednego papierosa z paczki i zapaliliśmy. Paląc siedzieliśmy w ciszy, gdy nagle usłyszałem głos:
-Dziękuję, że tu ze mną siedzisz, choć nawet mnie nie znasz.- głos należał do przepięknej dziewczyny siedzącej na ławce tuz obok mnie. 
-Nie ma za co- uśmiechnałem się do niej delikatnie, choć wcale nie miałem powodów do uśmiechu, wróciły do mnie myśli o Ann. Jestem nikim, przez to wszystko tak sie stoczyłem, że jestem nikim. Jestem beznadziejny.- Jestem Jake.- podałem jej rękę.
-A ja Naomi- odwzajemniła gest i uścisneliśmy sobie ręce. Przypatrywała mi się piękna dziewczyna, z brązowymi, głebokimi i mądrymi oczami. 
-Co się stało, że siedzisz tutaj w deszczu?- zapytałem gasząc papierosa i wyrzucając go do kubła na śmieci stojacego obok.
-Chcę być sama, pewien... chłopak mnie zranił. Był miłoscią mojego życia i nagle wszystko prysło, tak po prostu. Powiedział mi, że zrywa ze mną. I tyle, nic więcej. Jestem dla niego nikim. Jestem załamana. W dodatku jestem tu nowa, przeprowadziłam się trzy dni temu i mam teraz nową szkołę.
-Coś o tym wiem. To znaczy o zerwaniu...- trochę się speszyłem.- Będziesz chodzić do Stanfford?
-Tak, słyszałeś o tej szkole?
-Noo tak, w zasadzie chodzę do niej.
-Do której klasy?
-Do pana Dixona.
-Ejj, ja też- Naomi rozchmurzyła się, a nawet zaczęła się uśmiechać. Miała przepiękny uśmiech, cała była piękna. Nie mogłem uwierzyć, że pomyślałem tak o jakiejś dziewczynie po zerwaniu z Ann.
-Może odwiozę cię do domu?- zapytałem w końcu. Naomi była cała mokra, a makijaż spływał jej po policzkach.
-Dziękuję.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechalismy w skazanym przez Naomi kierunku. 

środa, 3 września 2014

Prolog

Nikt nie chciałby być uzależniony od papierosów, alkoholu i heroiny. Nikt nie chciałby staczać się co raz bardziej z każdym dniem. Nikt nie chciałby trafiać co drugi dzień do izby wytrzeźwień. A wszystko przez jebaną miłość. 
Jestem Jake, a moje życie zmieniło się z dnia na dzień, przez dziewczynę, która mnie zostawiła jakieś pół roku temu. Zacząłem ćpać i palić, żeby o niej nie myśleć. Codziennie zalewałem się w trupa. Robię to do tej pory. Mam 17 lat i nie ma mi kto pomóc. Jestem na samym dnie, a dziewczyna, która mnie rzuciła codziennie śmieje mi się w twarz. Tak, codziennie spotykam ją w szkole. 
CHCĘ ZE SOBĄ SKOŃCZYĆ. 
Jednak do tej pory nie wyszło. Wszelkie próby samobójstwa okazywały się klapą, zawsze ktoś musiał mnie znaleźć, gdy już byłem blisko swojego wymarzonego stanu. ŚMIERĆ. 
Trzeba mieć cholerną odwagę, żeby popełnić samobojstwo. 
Jestem słaby emocjonalnie. Tyle mogę o sobie powiedzieć. 


JEDEN DESZCZOWY DZIEŃ, JEDNO PRZYPADKOWE SPOTKANIE, JEDNO SPOJRZENIE, JEDEN GEST, to może być twoja przyszłość.