expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

Strony

niedziela, 14 września 2014

Rozdział siódmy

Przez kolejne trzy dni przesiadywałem na Facebook'u sprawdzając czy Naomi nie odpisała. Niestety nie. Byłem załamany. A co jeśli już nigdy jej nie spotkam? Świadomość, że siedziała tu cały ten czas, gdy byłem w śpiączce, a teraz miałbym jej już nie spotkać wypełniała mnie smutkiem i bólem.
-Jake?- z zamyślenia wyrwał mnie czyjść głos. Otwarłem oczy i zobaczyłem lekarza.- Jak się dzisiaj czujesz?- uśmiechnął się do mnie, jakbym był dzieckiem.
-Dobrze.
-Więc chyba mam dla ciebie dobrą wiadomość.- powiedział. Czyżby to było związane z Naomi? Przyszła tutaj?- Myślę, że możemy cię już wypisać. Minęło już dużo czasu od wypadku, czujesz się co raz lepiej... Myślę, że nie ma co zwlekać z wypisem.
-Dziękuję- tym razem to ja uśmiechnąłem się do niego.
-Ale musisz jeździć na razie na wózku, jesteś zbyt osłabiony aby samodzielnie chodzić. Z tego co widzę twojej mamy nie ma na korytarzu, więc zaraz przyjdzie pielęgniarka, aby pomóc ci się ubrać i usiąść na wózek. A w tym czasie ja pójdę przygotować wypis.
-Okej
Przyszła pielęgniarka i pomogła mi założyć koszulkę i dresy, ponieważ przez złamaną rękę miałem to utrudnione. Na koniec założyła mi trampki i pomogła usiąść na wózku. Dowiozła mnie do gabinetu lekarza, gdzie miałem odebrać wypis, a potem windą zjechała ze mna na parking, gdzie jak się okazało czekała matka.
-Dziękuję pani Emily- uśmiechnąłem się do niej, gdy matka wysiadała z samochodu. - Do widzenia.
-Do widzenia Jake, uważaj na siebie.- odpowiedziała mi Emily.
Z pomocą matki wsiadłem do samochodu, a ta złożyła wózek i włożyła go do bagażnika. Odejchaliśmy spod szpitala w kierunku domu. Przez całą drogę ani razu nie odezwałem się do siedzącej obok matki, choć ona co jakiś czas próbowała o coś zapytać. Zupełnie ją ignorowałem. Myślałem za to cały czas o Naomi. Pod domem tym razme z pomocą ojca, wysiadłem z samochodu i wjechałem na wózku do domu. Na szczęscie mój pokój znajdował się na dole, więc bez żadnej pomocy dotarłem do pokoju. Pod łóżka wyjąłem swojego laptopa, którego chowalem tam przed młodszą siostrą. Wszedłem na Facebook'a i odszukałem profil Naomi. Przejrzałem wszystkie informacje, aż w końcu trafiłem na tę, której szukałem. ADRES. Byłem u niej i powinienem go pamiętać, ale nie byłem w stanie przez zażytą kokainę. Naomi podała dokładny adres.
-Tato.-zawołałem ojca. Ten szybko przyszedł do mojego pokoju.
-Tak?
-Czy mógłbyś mnie gdzieś zawieźć? Bo wiesz... mój samochód jest do kasacji...
-Nie ma sprawy, chodź.
-Poczekaj tylko się przebiorę- pokazałem na moje dresy.
-Pomóc ci? Zawołam mame albo Daphne.
-Nie, dziękuję za ich pomoc, sam sobie poradzę- prychnąłem.
-Okej, jak będziesz gotowy daj znać i pojedziemy.
-Dzięki.
Podjechałem na wózku do szafy i wyciągnąłem z niej czarne rurki. Koszulki postanowiłem nie zmieniać, bo sam bym sobie nie poradził. Zmienienie spodni zajęło mi trochę czasu, zważając na to, że zrobilem to jedną ręką.  Wyjechałem z pokoju.
-Jestem gotowy tato.
-Okej, już jedziemy.-wziął kluczyki i udaliśmy się do samochodu.
Gdy wsiedliśmy do samochodu powiedziałem mu dokładny adres.
-Kto tam mieszka?
-Nie znasz.- odparłem wymijająco.
-Czyżby ta dziewczyna.. Naomi?
-Tak tato, to ona. Moglibyśmy jechać trochę szybciej?- próbowałem zmienić temat.
-Tak. A po co do niej jedziemy?
-Nie ważne.
Miałem dość ciągłych pytań. Czy ci ludzie mogą się zająć sobą? Przed wypadkiem byłem dla nich nikim, w ogóle mnie nie zauważali, a teraz nagle jestem całym światem. To było męczące.
W koncu dojechaliśmy, wydostałem się z samochodu i powiedziałem tacie, że może jechać i, że będę dzwonić. Gdy ten odjechał, ja podjechałem do drzwi Naomi i dwukrotnie nacisnąłem dzwonek. Usłyszałem kroki. Więc ktoś jest w domu- pomyślałem. Naomi stanęła w drzwiach. Wyglądała na zaskoczoną.
-J-Jake... co ty tutaj robisz?
-Naomi, przyjechałem bo muszę ci coś wyjaśnić.
-N-nie Jake, nie możemy... Twoja m-mama, nie byłaby zadowolona.
-Tu nei chodzi o moją matkę, tu chodzi o ciebie i o mnie. Proszę porozmawiajmy.- zobaczyłem, że oczy Naomi wypełniają się łzami i kilka z nich popłynęło po policzkach. Moje oczy także się zaszkliły.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz